Kazanie wygłoszone przez ks. dr. Mariusza Trąbę podczas Mszy św. o beatyfikację
Czcigodnej Sługi Bożej
m. Teresy Kierocińskiej 12 kwietnia 2022 r. w Sosnowcu
Drogie
Siostry, Bracia i Siostry!
Od Niedzieli Palmowej do
Wielkiego Czwartku przeplatają się dwa wielkie wątki. Z jednej strony – radość
z wjazdu Jezusa do Jerozolimy; radość i wesele z tego, że Bóg jest pomiędzy
nami. Jest to radość, która obecna jest w psalmach i u proroków, że oto
realizuje się wielki Boży plan – dzieło Zbawienia, jak to dzisiaj słyszeliśmy,
nie tylko w narodzie izraelskim, ale także dla wszystkich ludów na całej ziemi.
Oto pojawia się światło, które oświeci wszystkie narody i wszystkie pokolenia.
Ta radość jest obecna także w Wielki Czwartek w Wieczerniku; razem z uczniami,
którzy otaczają Jezusa i są z Nim – pełni radości i ufności.
Ta radość jednak przez
kilka dni w liturgii przeplata się także z niepokojem i smutkiem. To już
zapowiedź męki; to już wołanie psalmisty: „ Boże, mój Boże czemuś mnie opuścił?”.
To już także w dzisiejszej Ewangelii zapowiedź zdrady i zapowiedź zaparcia się.
Oto bowiem dzisiejsza Ewangelia ukazuje nam fragment Ostatniej Wieczerzy. Jezus
otoczony przez uczniów rozmawia z nimi, modli się, wspólnie spożywają posiłek. Cieszą
się i radują ze swojej obecności, ale tą atmosferę zakłócają słowa Jezusa,
który mówi, że „jeden z was Mnie zdradzi”. Jeden z nich dokona strasznego czynu
i wyda Go Sanhedrynowi. Za chwilę padną słowa o tym, że ten, który miał być
skałą – św. Piotr - dokona także straszliwego czynu, opuści Jezusa, wyprze się
swojego nauczyciela. Te dwa wątki ciągle przeplatają się w liturgii.
Mamy także w dzisiejszej
Ewangelii dwóch uczniów: Judasza i Piotra. Obaj już przeszli podobną drogę,
obaj słuchali tych samych słów i widzieli te same dzieła swojego Mistrza –
Jezusa. Obaj nie są doskonali; bo mogłoby się nam wydawać, że Judasz jest zły,
a Piotr dobry, ale z Ewangelii dobrze wiemy, że nawet jeżeli Judasz kradł, to
Piotr też miał sporo „w zanadrzu”. On też został skarcony przez Jezusa za to,
że nie myśli po bożemu, a tylko po ludzku. On też myślał o tym, by realizować swój
ludzki plan na życie Jezusa. Tutaj jednak – w chwili Ostatniej Wieczerzy -
rozchodzą się ich drogi. Obaj popełnią grzech, obaj zaprą się Jezusa. Jeden go
zdradzi i sprzeda żydom, drugi będzie uciekał i mówił, że Go nie zna. Dopiero
późniejsza ich droga będzie odmienna. Judasz na tej swojej drodze pozostanie –
ta droga poprowadzi go do śmierci. Piotr poprosi o przebaczenie, wróci do
Mistrza, będzie z Nim i będzie świadczył o Nim aż do swej śmieci męczeńskiej.
Dwóch uczniów, dwie różne drogi. To mówi nam jakimi my powinniśmy być uczniami
Jezusa Chrystusa.
Zbiera nas tutaj także
postać Matki Teresy Kierocińskiej, którą można nazwać wierną uczennicą Jezusa
Chrystusa. Bowiem jej postać, jej życie bardzo podobne jest do życia tych
uczniów, którzy byli właśnie tam w Wieczerniku. Jej postawa, jej czyny, jej
słowa bardzo przypominają, są tożsame z postępowaniem ucznia Jezusa Chrystusa w
Wieczerniku. Tylko kilka przykładów. Pierwsza rzecz: to taki rys
charakterystyczny jej życia – nieustannie być z Jezusem na wzór ucznia w
Wieczerniku. Ile to razy Matka podkreślała, że najważniejszym miejscem w domu
zakonnym, w każdym klasztorze jest kaplica, a w tej kaplicy tabernakulum. Tutaj
nawet na wykładzie, który poprzedzał nasze spotkanie modlitewne – tę Mszę
Świętą, słyszeliśmy właśnie o tym, że Matka prosi o to, żeby ta kaplica, Jezus,
który jest tu obecny był Tym, do Którego siostry zwracają się w każdych
okolicznościach życia. „Starajcie się być bardzo wiernymi Panu Bogu, Pan Jezus
z tabernakulum patrzy na was. Czy o Nim pamiętacie? Czy wszystko co czynicie z
miłości do Niego?” – to tylko jedne ze słów Matki Założycielki, którymi
zwracała się do swoich sióstr.
Drugi rys
charakterystyczny z życia Matki – uczennicy Jezusa to: szukanie woli bożej i
rozeznawanie tej woli bożej. Uczniowie w Wieczerniku byli przekonani, że
wszystko wiedzą a Jezus im pokazywał, że te wydarzenia, które nastąpią mogą być
dla nich nieoczekiwanymi. Tego ich uczył, przez cały okres gdy Jemu
towarzyszyli. Ciągle tłumaczył im, że oto muszą iść do Jerozolimy, tam Mesjasz
będzie uwieziony, umęczony i zabity, a oni jakby w to wszystko nie wierzyli. W
Wieczerniku także cieszyli się swoją obecnością, cieszyli się, że są ze sobą a
Jezus im dalej tłumaczy, że oto ten jeden Mnie zdradzi. Jak wynika z
dzisiejszej Ewangelii nie wszyscy to zrozumieli, niektórzy myśleli, że kazał
Judaszowi wyjść, iść z jakąś posługą charytatywną, a to nie tak. Tak samo było
w życiu Matki Teresy Kierocińskiej, że trzeba było rozeznawać wolę bożą. Ona
starała się w swoim życiu znaleźć tą drogę do Boga i drogę z Bogiem. To, że
szukała tej swojej drogi życia zakonnego kiedy szła od furty do furty
klasztornej i szukała tego zakonu, gdzie mogłaby to życie kontynuować – to już
jest ten pierwszy etap. A później kiedy Zgromadzenie Karmelitanek Dzieciątka
Jezus zostało założone, to już kolejna droga – każdego dnia, każdego tygodnia
dokonywać kolejnych wyborów: Co zrobić? Czy pozostać w Towarzystwie
Dobroczynności, czy nie? Czy znaleźć mieszkanie, czy budować kolejny budynek?
Czy podejmować misję na kolejnych placówkach? - to wszystko działo się z
Jezusem, rozeznając wolę bożą, bo uczeń Jezusa jest zawsze przy swoim Panu w
Wieczerniku. To Judasz wyszedł z Wieczernika, Piotr w Wieczerniku został aby z
Panem być.
Może jeszcze jeden
przykład z życia Matki Teresy: to czynem pokazywać miłość. My wiele wiemy o
dziełach, które Matka rozpoczynała i tutaj Zagłębie traktowała jako teren,
gdzie swoją modlitwą, ale także konkretnym czynem, nauką, wychowywaniem dzieci,
pomocą najuboższym, czy w okresie drugiej wojny światowej – pomocą, tym którzy
są prześladowani – Matka okazywała pomoc tym, którzy tego potrzebowali. Jezus w
Wieczerniku także okazuje pomoc tym, którzy tego potrzebują. On umacnia Swoich
uczniów. On do ostatniej chwili walczy o Judasza, mówiąc mu, prosząc go,
wychodząc do niego, starając się go zatrzymać w Wieczerniku – a jednak Judasz
odchodzi. Piotra przestrzega chociaż wie jednak, że jak to człowiek może upaść,
ale przestrzega go przed tym co się stanie, przed doświadczeniem, przed trudnym
sprawdzianem swoich przeżyć. Matka Teresa czynem na wzór Jezusa okazywała
miłość tym, którzy tego potrzebowali. Starała się wzorem Jezusa umacniać,
chronić, opiekować się, wspierać siostry, ale także osoby z poza klasztoru,
które tej opieki potrzebowały.
Jaki z tego wszystkiego
wniosek dla naszego życia duchowego? Ostatnio zauważyłem taką rzecz i to
głosząc kazania czy rekolekcje np. dla dzieci: my dobrze wiemy, że mamy dobrze
postępować. Gdy pytam na kazaniach: „Co mamy robić dla osób potrzebujących?”,
to dzieci zaraz powiedzą: „ Trzeba coś ofiarować, dać kromkę chleba, trzeba
zrobić przelew – mówią takie bardziej sprytne – ale żadne dziecko nie powie, że
trzeba się za nich pomodlić. Przez wieki jakby zalecano to w nauce
chrześcijańskiej, że wiara musi iść przed czynami, że czyny miłosierdzia
chrześcijańskiego muszą wynikać z naszej wiary. Dzisiaj jakby ludzie zapominają
o wierze. Myślą, że wystarczy tylko coś dać i sprawa jest już załatwiona. Te
dzieci nie mają świadomości wiary: „Mogę coś zrobić i to wystarczy”. Nie ma tam
wiary w Jezusa Chrystusa, nie ma radości z tego, że Jezus Chrystus jest moim
Zbawicielem, że to ze względu na Niego ja idę z Nim przez doświadczenia swojego
życia. Tu jest tylko kwestia materialna: trzeba dać, zadbać o potrzeby
materialne. Tłumaczyłem tym dzieciom, co na przykład można zrobić gdy ktoś się
boi? Jeżeli ktoś jest przerażony? Jeżeli ktoś odczuwa smutek, lęk o swoich
najbliższych? Nikt nie powiedział, że trzeba się za takie osoby pomodlić. To
taki jeden z symptomów tego, że zanika wiara w tą rzeczywistość duchową,
nadprzyrodzoną. To symptom tego, że bardzo wierzymy w rzeczy materialne a nie
wierzymy w to, że Jezus jest obecny pośród nas i to On Swoją siłą i miłością
potrafi przemieniać ludzkie serca. To On rzeczywiście jest obecny pod
eucharystycznymi postaciami i to Jego moc sprawia, że idziemy drogą zbawienia,
że to On nas zbawia. To On pokonał grzech i śmierć na krzyżu, że to tylko z Nim
my także możemy pokonać grzech i śmierć. Trzeba więc w naszym życiu duchowym
równoważyć i myślę, że Matka Teresa to bardzo dobrze robiła. Z jednej strony
dlatego może być dla nas takim przykładem co do realizacji prawdziwej misji
ucznia Jezusa Chrystusa, głębokiej wiary w Jezusa Chrystusa – naszego
Zbawiciela, która to głęboka wiara przekłada się na czyny miłości a celem
czynów wiary jest życie wieczne z Bogiem.
Niech Pan Bóg nam
wszystkim błogosławi. Amen.
0 komentarze:
Prześlij komentarz